Spośród świętych pism hinduskich opiewających splendor Arunaczali Ramana Maharszhi wyselekcjonował kilka tysięcy strof. Wiele z nich wyraża prawdę, która była w rzeczy samej jego własnym doświadczeniem. Siedem strof przetłumaczył na język tamilski i są one zawarte w „Zebranych Dziełach Śri Ramany Maharsziego.” Poniżej zamieszczamy polskie tłumaczenie [z angielskiego] czterech strof.

Pan Siwa powiada:

1.   Choć jam ognisty jest w istocie, z łaski, by świat podtrzymać, postać wygasłego wzgórza przyjąłem. Przebywam tu jako Siddha także. We wnętrzu moim wiele jest jaskiń wspaniałych, dobrami różnymi wypełnionych. Wiedz to.

2.   Czynem świat cały jest uwiązany. Od tych więzów schronienie to ta cudowna Arunaczala; ujrzeć ją to stać się Nią.

3.   To, czego osiągnąć się nie da bez trudu ogromnego – prawdziwe Wedanty znaczenie (czyli Urzeczywistnienie Jaźni) – ten może uzyskać, kto jedynie wzrok na to Wzgórze skieruje albo nawet, gdy odeń oddalony, myślą doń sięgnie.

4.   Ja, Pan, zarządzam, że kto zamieszkuje w promieniu trzech jodzian (18 – 45 km) od miejsca tego (Arunaczali), ten osiągnie jedność (z Najwyższym), co go od więzów uwolni, nawet jeśli inicjacji nie dostąpił.

 

Arunachala with Green Foliage

Aby urzeczywistnić prawdę wyrażoną w powyższych stwierdzeniach, należy kroczyć ścieżką, którą wskazał Ramana Maharszi. W Jego życiu miało miejsce wiele wydarzeń, które całkowicie rozwiały wątpliwości co do cudowności Arunaczali; ci, którzy kroczą ścieżką przez Niego wskazaną, sami tego bezpośrednio doświadczają.

Dewaradża Mudaliar żył z Ramaną Maharszim przez wiele lat. Oto jego wspomnienie:

Z ust samego Bhagawana usłyszałem o dwóch cudach. Pierwszy zdarzył się we wczesnym okresie Jego pobytu na Wzgórzu. Pewna kobieta przyjechała wieczorem na stację w Tiruwannamalai, wysiadła z pociągu i wynajęła dziutkę (furmankę zaprzeżoną w konia) i podała woźnicy adres, na który miał ją zawieźć. Woźnica okazał się łotrem i wywiózł ją za miasto. W chwili kiedy już miał ją obrabować z biżuterii, nagle pojawiło się na scenie dwóch policjantów. Wysłuchawszy jej zażalenia policjanci zawieźli ją do domu i odjechali. Kobieta zapisała ich numery i później, z zamiarem podziękowania im, czy wynagrodzenia ich, próbowała się z nimi skontaktować. Nie sposób jednak było odnaleźć funkcjonariuszy  o takich numerach i policja w Tiruwannamalai nic nie wiedziała o wypadku z tamtego wieczora. Bhagawan opowiedział mi o tym, gdy rozmawialiśmy o cudownych wydarzeniach. Twierdził, że cuda zdarzają się nawet w dzisiejszych czasach.

Przy tej samej okazji opowiedział mi też inną historię. Był raz stary kaleka, krewny T.K.Sundaresi Aijara; był z niego bardzo pobożny człowiek i pomimo swego inwalidztwa zwykł chodzić dokoła Wzgórza Arunaczali. Po wielu latach życia w Tiruwannamalai, któregoś dnia tak go zirytowało traktowanie przez rodzinę, z którą mieszkał i od której był zależny, że rozgoryczony postanowił opuścić miasto, zamieszkać w jakiejś wiosce i tam zarabiać na życie. Zanim jednak doszedł do krańca miasta, pojawił się przed nim młody Bramin i z pozorną bezczelnością wyrwał mu kule mówiąc: „Nie zasługujesz na nie!” Zanim starzec zdążył zareagować, zorientował się nagle, że odzyskał władzę w nogach i jest w stanie chodzić bez kul.

 

Bhagawan powiedział, że zna osobiście ten przypadek  i że przypomina on opowieść z „Arunaczala Sthala Purany”, w której Bóg Arunaczala, przyjąwszy ludzką postać, wyrzucił kule swego starego wiernego. Ów wierny, pomimo ułomności, przez wiele lat zwykł obchodzić Górę. Podczas jednego z takich okrążeń podszedł do zbiornika Sona Tirtha (około 1.5 mili od Śri Ramanaśramam) aby napić się wody. Bóg Arunaczala wyrzucił mu wówczas kule i w tej właśnie chwili ciało jego odzyskało pełną sprawność. („Moje Wspomnienia o Bhagawanie”)